Wojna o piwo
Klątwa kościelna obejmująca całe miasto, wojna pomiędzy duchownymi a wojskiem rady miejskiej, obraza króla, splądrowane dobra kościelne i interwencja samego papieża, a to wszystko przez kilka beczek wybornego piwa!
Dzisiaj trudno wyobrazić sobie, że rada miasta kontroluje rynek piwa do tego stopnia, że nawet kilka „nieprzepisowych” beczek piwa może wywołać prawie dwuletnią wojnę. Jednak w historycznych czasach tak właśnie bywało! W XIV wieku we Wrocławiu, Rada Miejska miała monopol na transport i sprzedaż piwa na terenie całego miasta. Do obecnej stolicy Dolnego Śląska sprowadzano jedno z najwybitniejszych piw ówczesnej środkowej Europy – piwo świdnickie zwane cervesia swidnicensis. Browar w Świdnicy był najpopularniejszym ośrodkiem piwowarskim na ziemiach polskich i jednym z największych w owym czasie. Średniowieczne piwo marcowe znane było w całej Europie i transportowano je nawet do Włoch, Kijowa, Budapesztu czy Pragi. Piwo świdnickie serwowano w podziemiach ratusza miejskiego, nazwanych później Piwnicą Świdnicką.
Znaczne wpływy z handlu złotym trunkiem sprawiały, że miasto strzegło pilnie swoich praw monopolisty. W wybitnym trunku rozsmakowali się nie tylko wrocławianie, którzy wymusili na włodarzach miasta, by chronili dostawy trunku przed rabusiami, ale przede wszystkim duchowni. W ówczesnym Wrocławiu znajdował się silny ośrodek władzy kościelnej, który rościł sobie prawo do decydowania o losach miasta na równi z Radą Miejską. Pomiędzy dwoma grupami często dochodziło do sprzeczek i sporów, jednak miarka przebrała się pewnego dnia tuż przed Świętami Bożego Narodzenia w 1380 roku.
Najważniejszym duchownym był wówczas dziekan kapituły katedralnej Henryk VIII, którego brat Ruprecht był głową księstwa legnickiego. Drugi z panów, postanowił sprawić swojemu krewniakowi niebanalny prezent w postaci wozu wypełnionego po brzegi beczkami piwa świdnickiego. Tuż przed świętami wysłał ładunek do Wrocławia, łamiąc tym prawo monopolu na sprowadzanie wybitnego trunku. Decyzją Rady Miejskiej woźnica został aresztowany a towar skonfiskowany przez miasto. Nic nie pomogły protesty duchownego i argumenty, że prezentów się nie odbiera. Radni szli w zaparte i twierdzili, że piwo znalazło się na terenie miasta nielegalnie i go nie oddadzą. Trunek trafił do piwnic Ratusza, a stamtąd w krótkim czasie znalazł się w gardłach Wrocławian. Rozwścieczony Henryk VIII, decyzją kapituły, nałożył na Wrocław klątwę – we wrocławskich kościołach przestano odprawiać msze i zakazano obrzędów religijnych. Jak to w przypadku wojen bywa, najbardziej ucierpieli mieszkańcy miasta – nie udzielano im ślubów i chrztów, nie mogli chodzić w niedziele do kościoła, a zmarłych musieli chować bez pogrzebu kościelnego. Dla ówczesnych, pobożnych mieszczan była to ogromna kara, wręcz ponad miarę…
W 1381 roku do miasta przybył król Czech Wacław IV Luksemburski, w trakcie tradycyjnego przyjmowania hołdu, odprawiano zawsze uroczystą mszę. Pomimo próśb, duchowni nie raczyli wziąć udziału w zwyczajowym powitaniu i mszy nie było. Wszyscy kanonicy zbiegli do klasztoru w Nysie nie chcąc narażać się na gniew króla. Monarcha poczuł się zlekceważony i obrażony, co poskutkowało ograbieniem Ostrowa Tumskiego, siedziby wrocławskiej kapituły oraz podwrocławskich majątków duchowieństwa przez wojska czeskie i zagarnięcie dóbr kanoników.
Przepychanki pomiędzy radą miasta a duchownymi trwały jeszcze kilka miesięcy, aż do zawarcia rozejmu w maju 1382 roku. Do podpisania dokumentu przyczynił się wysłannik papieża Urbana VI, który wymusił pogodzenie się zwaśnionych stron. Na mocy dokumentu rajcy miejscy udzielili zgody kapitule na transport i wyszynk piwa na własny użytek. Duchowni zdjęli interdykt z miasta i życie duchowe mieszkańców powoli wróciło do normy.
Wojny potrafią wybuchać z różnych powodów, często w historii bywały one bardziej trywialne niż kilka beczek piwa, jednak pod pretekstem piwnej awantury ukryte były dążenia wrocławskiej kapituły katedralnej do uzyskania prawa prowadzenia, jak na tamte czasy, bardzo dochodowego biznesu. Duchowni nie osiągnęli w 100% zamierzonego celu, jednak sprowadzanie trunku na własną rękę, z pominięciem wysokich marży narzucanych przez miejskich rajców pozwalało zachować sporo złota w kiesach duchownych.
Trzeba przyznać, że w XIV wieku traktowano piwo śmiertelnie poważnie!