Piwo jopejskie

Piwo jopejskie - niespotykane, wyjątkowe i owiane tajemnicą. Jego receptura zaginęła w odmętach czasu, jednak niektóre browary próbują odtworzyć ten rarytas. Jeśli jeszcze o nim nie słyszałeś, warto nadrobić zaległości!

Tajemniczość piwa jopejskiego (Jopenbier) nie wiąże się jedynie z niepewną datą powstania czy recepturą, która nie zachowała się do czasów współczesnych. Tajemnicza jest również etymologia samej nazwy. Być może wywodzi się ona od drewnianego czerpaka – jopy, którego używano podczas warzenia piwa do zalewania słodu gorącą wodą. Być może było to nawiązanie do ciasnego damskiego kaftana – po niemiecku: Joppe. Pewności nie ma, a im więcej się o piwie jopejskim czyta, tym więcej takich niespodzianek i tajemnic. Nie jest pewne nawet to, czy tak naprawdę było to piwo we współczesnym znaczeniu tego słowa.

Okazuje się, że określanie Jopenbier mianem piwa może być nieco mylące, ponieważ napój ten przypominał bardziej gęsty syrop niż to co pijemy dzisiaj. Pożywny i bogaty w smaku specjał był ówcześnie bardzo ceniony za swoje właściwości lecznicze. Nie do końca jest pewne, co konkretnie miał leczyć, niemniej jednak każdy powód do skosztowania tego wyśmienitego piwa był wystarczający. Ponoć miał właściwości napotne, co wykorzystywano przy przeziębieniach. Jopenbier pito niczym likier lub syrop – w małych ilościach i nierozcieńczony. Smakosze używali go w kuchni jako przyprawę do sosów, dodawali do zup i dań mięsnych z dziczyzny. Natomiast w browarnictwie używany był jako dodatek do lekkich piw, nadając im charakteru. Eksportowano go w różne zakątki świata, m.in. do Anglii, gdzie następnie mieszano z lokalnym piwem i uzyskiwano jego luksusową wersję (rzecz jasna o wiele droższą niż początkowe zwykłe piwo).

Hevelka

Największy na Pomorzu Festiwal Piw Rzemieślniczych odbędzie się już po raz czwarty!
Czytaj dalej

Jopenbier zaczęto wytwarzać w Gdańsku już w XV wieku, choć konkretna data jego powstania nie jest znana. Ogólnokrajową, a następnie światową sławę zyskało dzięki Janowi Heweliuszowi – astronomowi i matematykowi. Ten niezwykle utalentowany naukowiec był również utytułowanym piwowarem. Posiadał kilkanaście browarów, z których część odziedziczył, a część w posagu wnosiły mu kolejne żony. To właśnie na dachu jednego ze swoich browarów wybudował swoje słynne obserwatorium astronomiczne. Jednym z najbardziej znanych produktów wytwarzanych przez browary Heweliusza było właśnie gęste piwo jopejskie.

Jopenbier było bardzo intensywnym trunkiem, jak na esencję piwną przystało. Ponad połowę brzeczki stanowił cukier. Niezwykłą ekstraktywność osiągano poprzez bardzo długie gotowanie brzeczki (nawet 20 godzin!). Następnie w wyniku fermentacji spontanicznej pojawiała się specyficzna pleśń, a później drożdże. Taki rodzaj fermentacji może się kojarzyć z belgijskimi lambikami. Sam proces potrafił trwać bardzo długo, kilka miesięcy lub nawet lat. Ponoć w efekcie końcowym zawartość alkoholu wynosiła około 12%, choć różne źródła podają różne wartości. Jak smakowało i jak wyglądało w rzeczywistości piwo jopejskie, już nigdy się nie dowiemy. Receptura przepadła dawno temu, choć piwo jopejskie zniknęło z piwowarskich map świata dopiero po I Wojnie Światowej. Już wcześniej jednak browary produkowały raczej wyroby jopejskopodobne niż autentyczny heweliuszowy napój, zarabiając na dawnej renomie tego piwa.

Obecnie na uwarzenie piwa jopejskiego biorą się co jakiś czas piwowarzy w Polsce oraz zagranicą –  próby podejmowane były w Polsce, Belgii, Holandii i Niemczech. Co jakiś czas na rynku pojawiają się limitowane edycje piw, będące wariacją na temat Jopenbier. I choć żadne z nich nie jest tworzone zgodnie z oryginalną recepturą, to i tak warto spróbować i samemu poznać smak piwa jopejskiego, bo to najbardziej zagadkowa karta historii polskiego piwowarstwa!