Piwowarstwo to odskocznia od codzienności

Zaledwie 23 warki od początku przygody z piwowarstwem domowym doprowadziły Andrzeja Poturalskiego do najważniejszej nagrody w tej dziedzinie - tytułu Grand Championa PSPD 2020.

Czy jest Pan zawodowo związany z piwem?
Absolutnie nie. Z wykształcenia jestem magistrem sztuki, a zawodowo zajmuję się grafiką 3D. Z jednej strony jest to praca kreatywna, a z drugiej strony są to tysiące czy miliony godzin spędzonych przed komputerem. Myślę, że z tego się wzięła moja potrzeba, by od tego komputera odejść i stworzyć coś własnymi rękami, coś fizycznego, realnego, swojego. Piwowarstwo to dla mnie właśnie taka fajna odskocznia od siedzenia w biurze. To też jest praca kreatywna, ale innego rodzaju.

Jak Pan zaczynał przygodę z piwowarstwem domowym? Ile warek ma Pan na koncie?
Swój browar domowy otworzyłem 4 albo 5 lat temu. Przedtem, jak to zwykle bywa, przez długi czas starałem się zebrać wiedzę teoretyczną, żeby wszystko poszło gładko. Oczywiście w praktyce było zupełnie inaczej niż mi się wydawało. To, co myślałem, że będzie proste, okazało się strasznie trudne, a to, co myślałem, że będzie dziwne i trudne, to poszło gładko.

600_andrzej_poturalski.png

Pierwsze piwa warzyłem jeszcze dzięki gościnności teściów u nich w kuchni, ale zmieniając z żoną mieszkanie wiedziałem, że koniecznie muszę mieć płytę gazową i miejsce do fermentowania. Zwycięski stout to chyba moja 23 warka. Niestety nie mam czasu ani możliwości, by często warzyć piwo, więc robię to tylko kilka razy w roku, od jesieni do wiosny. Mam teraz w mieszkaniu dodatkowy, nieużywany pokój, którego nie muszę ogrzewać w zimie – jest tam chłodniej niż w pozostałych pomieszczeniach i tam przeprowadzam fermentację, mam szafę na cały mój sprzęt do warzenia, ale nie mam piwnicy, więc z nadejściem wiosny kończą się moje fermentacyjne możliwości.

W ubiegłym sezonie uwarzyłem tylko kilka warek, w tym 3 piwa, które poszły na konkurs Mistrzostw Polski Piwowarów Domowych 2019 i odpadły, w tym sezonie mam na koncie tylko trzy warki, z których jedna to zwycięski Grand Champion w stylu Stout Owsiany. Teraz dostałem dodatkowego kopa i motywacji, więc może uda się częściej coś uwarzyć, a żona będzie łatwiej wybaczała ten cały bałagan.

Historia Grand Championa

Grand Champion, czyli najlepszy z najlepszych, to najbardziej prestiżowe wyróżnienie przyznawane co roku przez Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych (PSPD) dla najlepszego piwa uwarzonego w domowych warunkach.
Czytaj dalej

Co Pan lubi pić? Jakie jest Pana ulubione piwo?
Jeśli chodzi o Ilość stylów, które preferuję, to jest niewielka. Jestem raczej konserwatywny, w przeciwieństwie do typowego przedstawiciela kraftu nie rzucam się na każdy nowy styl czy trend, jaki powstaje. Preferuję kraftową klasykę, czyli wszelkiego rodzaju IPY, oczywiście jak dla większości ludzi moim pierwszym kraftowym piwem był Atak Chmielu z Pinty i od tego czasu moje życie było zupełnie inne. Bardzo lubię ciemne piwa, stouty, lekkie jak stout owsiany, jak i ich mocniejsze wersje imperialne. Uwielbiam piwa torfowe i wędzone, ciemne, jestem dużym fanem piwa grodziskiego. Mieszkam pod Poznaniem, chociaż nie pochodzę z Wielkopolski, ale grodziskie to dla mnie prawdziwie lokalny styl, jestem jego fanem i często go warzę. Ostatnio bardzo lubię piwa bezakoholowe, a także kraftowe pilsy, których jest w ostatnim czasie bardzo dużo, a ich jakość jest na dobrym poziomie. Nie do końca lubię piwa które mają mnóstwo dodatków, jakieś kombinacje owoców, z laktozą, bardzo długo się przekonuje do takich nowości

Kupuje pan piwo w sklepie czy pije Pan już tylko to, co sam warzy?
Jestem dużym fanem naszego lokalnego sklepu piwnego – Centrali Piwnej w w Luboniu pod Poznaniem. Jeżdżę tam raz lub dwa w miesiącu i wyposażam się na dłuższy czas. Nie jest tak, że jak już robię własne piwo, to nie czuję potrzeby, żeby kupować. Tak jak wspomniałem mam tylko 23 piwa na koncie, nie jestem w stanie dużo kombinować, wielu stylów nie potrafię jeszcze uwarzyć w domu, więc wolę się raz na jakiś czas porządnie wyposażyć.

Co panu daje warzenie piwa?
To tak jak już wcześniej mówiłem jest to dla mnie odskocznia od codzienności, od siedzenia przed kompem, od wykonywanego na co dzień zawodu. Jest to również duża szkoła cierpliwości. Piwowarstwo domowe pozwala się wyciszyć, niezależnie od zawodu, nabrać cierpliwości, bo tu nigdy nie będzie błyskawicznych efektów i nauczyć się pokory dla materii organicznej, dzięki której powstaje piwo.

Czy ma pan jakąś poradę dla takich którzy zaczynają albo planują zacząć?
To, co mnie bardzo na początku fascynowało, jak pojawiła się myśl żeby wypróbować warzyć samemu, to transparentność kraftowego świata. Mogłem czytać z wypiekami na twarzy etykiety i nagle się okazało, że jest więcej niż jeden rodzaj chmielu, więcej niż jeden rodzaj słodu, więc gdy zacząłem tworzyć własne receptury, to się tym zachłysnąłem. Myślałem, że żeby mieć dobre piwo, to muszę 4 rodzaje chmieli walnąć do kotła, skomplikowane receptury tworzyć, a na początek to nie jest potrzebne. Można się niepotrzebnie zapędzić w kozi róg. Lepiej na początku wybrać jak najprostszą recepturę, piwo zrobione samemu w domu i tak będzie dobrze. A na początek lepiej nauczyć się tego sprzętu, poprawnych warunków fermentacji, pilnowania temperatury, a na kombinowanie jeszcze przyjdzie czas później.

Dziękujemy za rozmowę.

 


Fotografie: PSPD