O birofilach, giełdach i dziewicach

O społeczności kolekcjonerów, specyfice giełd, dziewicach i innych kapslowych ciekawostkach rozmawiamy z Grzegorzem Gacką.

Kiedy zetknął się Pan po raz pierwszy ze społecznością kolekcjonerów?

Miałem 16, może 17 lat, gdy po raz pierwszy pojechałem na giełdę birofilską, odbywała się w Czechowicach Dziedzicach. Górny Śląsk to w ogóle najmocniejszy w Polsce region, o mocnych tradycjach birofilskich i zbierackich w ogóle. Wtedy jednak kapslarzom było trudno – na 50-70 uczestników giełdy było nas dwóch lub trzech. Teraz to się zmieniło, w ciągu ostatnich 5-10 lat trwa kapslowy boom – spośród miłośników birofiliów jesteśmy teraz na pierwszym miejscu jeśli chodzi o popularność, wyprzedzamy kolekcjonerów szkła i etykiet. Na pierwsze giełdy zagraniczne jeździłem do Ostrawy już w latach 90., Czesi są bardzo mocni w piwnych kolekcjach, piwo jest dla nich ważne. Na świecie odbywają się też giełdy poświęcone wyłącznie kapslom – w marcu wybieram się pod Norymbergę, spotyka się tam co roku około 100-150 osób, głównie z Europy, ale nie tylko. Polaków zazwyczaj jest około 10.

grzegorz_gacka_kolekcja_4.jpg

Jak wyglądały kontakty z zagranicznymi kolekcjonerami kiedyś, a jak jest teraz?

Już na początku mojej kolekcjonerskiej pasji kontaktowałem się z innymi kolekcjonerami – miałem na przykład książeczkę adresów takich osób z USA, wyszukiwałem w niej polsko brzmiące nazwiska i wysyłałem paczkę 20-30 sztuk licząc na ich sentyment do dawnej ojczyzny, czy kraju pochodzenia ich rodziny. W zamian dostawałem paczkę 10 razy większą, bo dla Amerykanina sam fakt, że napisał do niego ktoś zza żelaznej kurtyny był wyróżnieniem i robił wrażenie. Internet z jednej strony bardzo ułatwił zbieranie, ale z drugiej odebrał mu trochę uroku – kiedyś było tak, że wysyłałem kapsle w ciemno licząc na to, że kolekcjoner z innego kraju doceni prezent i odeśle mi jakieś swoje kapsle. Nigdy nie było wiadomo co przyjdzie i czy w ogóle, było ciekawiej – pamiętam jak z wypiekami na twarzy biegłem do skrzynki i otwierałem kopertę, żeby dowiedzieć się co też znajdzie w środku i czy tym razem z całej paczki powiększy moją kolekcję 5 czy 25 sztuk. Teraz zanim wymiana zostanie dokonana oglądam zdjęcia tego co ma do zaoferowania druga strona, partner wymiany też wybiera sobie co chce z moich dubli i dopiero wtedy wysyłamy paczki. Poważnych kolekcjonerów kapsli, który intensywnie rozwijają swoje kolekcje i uczestniczą w życiu międzynarodowej społeczności pasjonatów, jest na świecie około 500-600, w Polsce teraz kapslarzy jest około 100. Powoduje to niespodziewane trudności – pisząc do kolekcjonera z zagranicy, zwłaszcza z daleka, istnieje szansa, że odmówi wymiany, ponieważ właśnie dostał niedawno paczkę z Polski. Ja na szczęście jestem w uprzywilejowanej pozycji – mam dużą kolekcję, a co za tym idzie wiele ciekawych kapsli na wymianę, poza tym z niektórymi kolekcjonerami utrzymuję kontakty od wielu lat.

Kolekcjoner z prawdziwego zdarzenia czasem musi się nieźle natrudzić, żeby dostać coś, czego jeszcze nie ma. W jaki sposób powiększał Pan swoją kolekcję?

Pozyskiwałem kapsle w najróżniejszy sposób – bardzo skuteczna swego czasu okazała się działalność misjonarzy, głównie zakonników. Starałem się dowiedzieć kto i gdzie przebywa, kontaktowałem się, wymieniałem korespondencję i po jakimś czasie dowiadywałem się na przykład, że kapsle zbierają dla mnie dzieciaki z kilku okolicznych wiosek. Czasem dostawałem potem paczkę pocztą, a w innym wypadku spotykałem się z misjonarzem po jego powrocie. Zapłatą za trud zbierania był datek na misję, zazwyczaj w dolarach, bo to waluta znana i wymieniana na całym świecie. Kwoty były symboliczne, a układ uczciwy – zyskiwał zakonnik i zyskiwałem ja. W ten sposób trafiły do mnie na przykład kapsle z Madagaskaru czy Kirgizji. Innym sposobem na zdobycie kapsli był kontakt z polskimi ambasadami – w ten sposób trafiły do mnie kapsle z Korei Północnej. Wyobrażałem sobie ambasadora, który idąc ulicą schyla się i podnosi leżący kapsel, bo ja często tak robię. Pewnie pozyskiwał je w bardziej cywilizowany sposób, ale ta myśl mnie bawiła, gdy sięgałem do koreańskich kapsli. Poza tym wysyłałem prośby o kapsle do fabryk, które je produkowały – najbliżej mnie było Brzesko, ale wysyłałem je w różne miejsca. Do listu dołączałem swoje zdjęcia wraz z moim zbiorem – to zazwyczaj otwierało mi drzwi i powodowało pozytywne rozpatrzenie prośby. Ktoś pewnie pomyślał sobie, że poważnie się tym interesuję i warto mi coś wysłać.

O czym nie wie zwykły śmiertelnik, a dla każdego kolekcjonera jest to oczywiście? Jakaś kapslowa ciekawostka?

Kolekcjonerzy dzielą kapsle na 2 typy – kapsle używane oraz dziewice. Różnią się one tym, że pierwsze zostały zdjęte z szyjki butelki, a drugie nigdy na nią nie trafiły – pochodzą z fabryk kapsli lub z linii produkcyjnej służącej do butelkowania. Kolekcjonerzy czasem udają się w takie miejsca prosząc o kapsle. W mojej kolekcji dziewic mam około 1/5 czyli jakieś 10 000 sztuk, ale są kolekcjonerzy, którzy zbierają tylko takie kapsle. No i jeszcze jedno – w zbiorach kapsli najcenniejsze są serie, zazwyczaj liczą po kilkadziesiąt sztuk i są związane tematycznie – mogą przedstawiać zwierzęta, miasta, dziewczyny, kluby piłkarskie, samochody i motocykle, postaci z filmów czy bajek. Zebranie całej kolekcji jest trudne, więc komplet jest wart znacznie więcej niż zestaw, w którym brakuje choćby jednego elementu. Ja zazwyczaj tego nie robię, ale kiedyś wybrałem się do fabryki na Wrocławskie Bielany, rozlewało się tu m. in. Mirindę, a w owym czasie jej kapsle zdobiły postacie z Pokemonów – komplet liczył 40 sztuk i niełatwo było go zdobyć. Po rozmowie z kilkoma osobami zostałem wpuszczony na halę produkcyjną – mogłem wziąć sobie nieużywane kapsle oraz ściągnąć je z uszkodzonych butelek. A kompletny zestaw w środowisku kolekcjonerów osiągał cenę około 800 złotych.

Czy rodzina uczestniczy w Pana hobby?

Moja żona i syn jeździli ze mną na giełdy – on pierwszy raz pojechał jak miał 4 lata. Dla takiego małego dziecka to była frajda, mnóstwo kolorów, dużo się działo! Jak był trochę starszy to mi pomagał, siedział na stoisku, podczas, gdy ja patrzyłem co mają inni. Z giełdą jest tak jak z otwarciem nowego sklepu z ubraniami – trzeba być od samego początku, bo wtedy jest z czego wybierać. Jeśli giełda zaczyna się od 7:30 to trzeba być nawet przed czasem, o 9:00 zostaje już tylko to czego nie chciał nikt inny…

Czy ma Pan jakieś porady albo sugestie dla osób, które zaczynają zbierać kapsle?

Polacy często początkowo chcą zbierać tylko polskie kapsle, ja jednak ich przed tym przestrzegam, bo to może zniechęcić. Na początku jest łatwo – wszystko jest fajne i nowe, zbieram ja sam, zbierają mi koledzy i znajomi, czasem ktoś gdzieś pojedzie i przywiezie coś nietypowego, ale mijają 3 miesiące i mam już większość dostępnych w okolicy kapsli, kolekcja zamieria, zaczyna brakować zapału. I zazwyczaj po jakimś czasie kolekcja trafia na strych albo zostaje sprzedana. A jak się zbiera wszystko to zawsze jest się czym emocjonować, każdego dnia pojawia się coś nowego. Kolekcje takie jak moja rzadko trafiają na rynek, zazwyczaj ma to miejsce po śmierci kolekcjonera, kiedy jego rodzina postanawia spieniężyć spadek, z własnej woli żaden pasjonat nie rezygnuje się z czegoś, co towarzyszy mu przez większość życia.

Dziękujemy za rozmowę!