50 000 kapsli

Ile warta jest kolekcja piwnych kapsli, która mieści się w światowym TOP 10? Dlaczego kolekcjonerzy, którzy zaczynają zbierać teraz mają łatwiej? Grzegorz Gacka opowiada o swoich kapslach, niezwykłej pasji oraz problemach z ochroną, które wywołały kapsle!

Kiedy zaczął Pan zbierać kapsle? Jak to się zaczęło?

Moja przygoda z kapslami zaczęła się w 1988 roku – byłem w pierwszej klasie szkoły zawodowej i kolegów ogarnął szał zbierania etykiet. To było wtedy bardzo modne. Mój kolega zaczął zbierać etykiety, a ja chciałem być nietypowy i postawiłem na kapsle.

Czy kolekcja od razu przybrała taki kształt jaki ma obecnie?

Moja kolekcja zmieniała się w czasie – zacząłem od kapsli piwnych, potem przez jakiś czas zbierałem co popadnie, wszystkie kapsle bez różnicy. Ale z okazji przeprowadzki zmniejszyłem nieco swoje zasoby, sprzedałem kolekcję dotyczącą wody i napojów gazowanych.

Teraz rozszerzam kolekcję tylko kapsle piwne, bardziej liczy się dla mnie obecnie jakość, a nie ilość, bo i tak jest już ogromna. Najchętniej dołączam teraz do kolekcji kapsle z egzotycznych krajów oraz ze Skandynawii.

Zostawiłem sobie tylko kapsle Coca Coli – łącznie liczy on około 170 sztuk i każdy pochodzi z innego kraju, w którym dostępny jest ten napój. Mam nawet kapsel z korkiem z Monako sprzed kilkudziesięciu lat, prawdziwy rarytas, ponieważ teraz Francja dostarcza tam Coca Colę i nie ma tam osobnego kapsla dla tego kraju. Mam też kapsle z Iraku – teraz to wydaje się niemożliwe, jednak pochodzi on z czasów sprzed prezydentury Saddama Husajna, kiedy kraj ten był znacznie bardziej liberalny. Albo z Kuby sprzed czasów Fidela Castro, bo teraz to, co zachodnie, to złe. A także z Guam, malutkiej wysepki pomiędzy USA i Japonią. Kiedyś Amerykanie mieli tam strategiczną bazę wojskową i dostawali wraz z zaopatrzeniem z kraju także piwo i właśnie Coca Colę.

grzegorz_gacka_kolekcja.jpg

Ile kapsli Pan posiada?

Nie wiem ile mam dokładnie kapsli – kolekcja rozrasta się z każdym dniem, a ja liczę moje zbiory tylko co dwa lata. Kiedyś, kiedy było ich mniej, robiłem to co roku, ale teraz to już zbyt czasochłonne. Młodsze pokolenie ma łatwiej – jeśli zaczynali zbierać, kiedy komputery i dostęp do Internetu były już powszechne, to zazwyczaj razem ze startem kolekcji lub trochę później, ale wciąż w początkowej fazie zbierania, uruchamiali stronę i na bieżąco dodają tam informacje o każdym nowym kapselku, który do nich trafia. Wiedzą więc na bieżąco ile ich jest. Ja musiałbym poświęcić teraz kilka lat, żeby przygotować zdjęcia lub skany wszystkich kapsli…

Myślę, że obecnie mam już około 50 000 różnych, niepowtarzających się kapsli. Jeśli chodzi o piwne kapsle, a obecnie zbieram tylko takie, to kolekcja daje mi miejsce w pierwszej dziesiątce na świecie.

W jaki sposób przechowuje Pan swoje zbiory?

Moja kolekcja ma swoje miejsce – to osobny pokój, w którym stoją skrzynki, a w każdej z nich woreczki strunowe z pojedynczymi kapslami. Kolekcja jest posegregowana według browarów, krajów i kontynentów. Wszystko odpowiednio ułożone. Każdy nowy kapsel od razu ląduje w odpowiednim miejscu. Nie ma mowy o pomyłce. Mam też przygotowane osobne woreczki na duble, czyli powtarzające się kapsle – służą one do wymiany z innymi kolekcjonerami lub są przeznaczone do sprzedaży. Gdy trafiają do mnie kapsle od znajomych i osób, które nie są zaangażowane w kolekcjonerstwo zazwyczaj są zgięte – zwykła sprawa przy używaniu otwieracza. Mam specjalny walec – nakładam na niego kapsel i prostuję młoteczkiem.

Ile warta jest Pańska kolekcja?

Kilkanaście lat temu, gdy kolekcja liczyła około 30 000 sztuk podczas wakacji we Włoszech zaoferowano mi za nią równowartość 150 000 złotych, obecnie jest warta około ćwierć miliona złotych. Ale ja bym jej nie sprzedał. Te 250 000 złotych nic dla mnie nie znaczy, bo jakbym je miał, to byłbym jednym z wielu, przecież jest spora grupa Polaków, która ma taki majątek, a ja z moimi kapslami jestem wyjątkowy!

Czasem sprzedaję pojedyncze, wyjątkowo cenne duble, niekiedy za 2-3 takie kapsle możemy pojechać z żoną na wakacje. Zbieranie kapsli to nie jest zajęcie dla tych, którzy chcą się dorobić, ale jeśli życiem kieruje pasja, to korzyści finansowe można czasem odnieść przy okazji.

Co Pan zyskał dzięki zbieraniu kapsli? Jak to wpływa na Pana codzienne życie?

Kocham moje hobby! Nauczyłem się dzięki niemu angielskiego, bo przecież musiałem kontaktować się z innymi zbieraczami, a w czasach kiedy chodziłem do szkoły uczono dzieci rosyjskiego. Odwiedziłem też mnóstwo krajów i miast. Żona nawet jest na mnie czasem zła, że nawet trasę wakacyjnego wyjazdu dobieram pod kapsle, więc nie jedziemy na przykład do Włoch, bo tam z piwem słabo i króluje wino, a wybieramy Chorwację, która ma mnóstwo do zaoferowania kolekcjonerowi takiemu jak ja. Przez cały urlop zbieram lokalne kapsle, to potem po powrocie mam co wymieniać.

Czy interesuje się pan jeszcze czymś, a może kapsle to tak angażujące hobby, że nie wystarcza już czasu na nic innego?

W ogóle mam dwie pasje w życiu – piwo i piłkę nożną, to się świetnie łączy. Jestem wielkim kibicem WKS Śląsk. Teraz ten związek nie jest aż tak widoczny, bo jadąc na mecz do innego miasta wszystko jest tak zorganizowane, że wsiada się na dworcu w jednym mieście, wysiada na dworcu w drugim, jedzie prosto na stadion, a stamtąd po meczu w taki sam sposób wraca. Ale kiedyś było inaczej – jechaliśmy z kolegami, szliśmy razem na piwo, ja zbierałem wszystkie kapsle, a czasem było ich naprawdę dużo i dopiero potem szliśmy na stadion kibicować. Raz nawet zdarzyło się, że ochrona na stadionie w Białymstoku nie chciała mnie wpuścić na mecz przez kapsle! Miałem ich tak dużo przy sobie, że wydało się to podejrzane i ochrona stwierdziła, że wejść z nimi nie mogę, bo będę rzucał w innych kibiców albo w zawodników. Na nic się zdały moje zapewnienia, że jestem kolekcjonerem, a te kapsle to mój dzisiejszy zbiór. Oczywiście o wyrzuceniu ich nie było mowy, więc skończyło się na depozycie, który odebrałem po zakończeniu spotkania.

Proszę opowiedzieć o najciekawszych okazach w Pana kolekcji…

Wśród kapsli piwnych mam też prawdziwe unikaty – najstarszy kapsel w mojej kolekcji pochodzi z Austro-Węgier i ma ponad 100 lat. Bardzo ciekawa historia wiąże się z innym starym kapslem – ma napis Graetz i bardzo długo myślałem, że to po prostu niemiecka nazwa miasta Graz w Austrii, a okazało się, że to kapsel z Grodziska Wielkopolskiego! Obecnie sklasyfikowany jest w mojej kolekcji jako kapsel polski, ale ma około 90 lat i też pochodzi z ziem pod zaborem austro-węgierskim.

Nie ma kraju, który miałoby piwo, a ja nie miałbym stamtąd kapsla – niestety nie wszystkie kraje na świecie pozwalają na handel alkoholem, dlatego nie mam kapsli z Afganistamu czy Somalii. Najwięcej mam kapsli z USA ponad 5 000 sztuk, z Polski i Chin mam mniej więcej po tyle samo, jakieś 2 000.

Chiny to ogromny rynek i mają mnóstwo browarów, więc jest co zbierać. Ale w Polsce są mocniejsi ode mnie kolekcjonerzy, którzy mają więcej naszych kapsli, ale oni specjalizują się w kapslach krajowych i nie zbierają nic innego. Osobiście najbardziej lubię kapsle ze Skandynawii, zwłaszcza z Norwegii – często mają bardzo ładne obrazki pełne detali i kolorów, zwierzęta, ludzi, urokliwe widoczki…

Dziękujemy za rozmowę!

Grzegorz Gacka – kolekcjoner sklasyfikowany na miejscu 49. na stronie Crowncaps.info zrzeszającej zbierzczy kapsli z całego świata, jak sam mówi jego kolekcja piwnych kapsli należy do światowej czołówki i z pewnością mieści się w globalnym TOP 10.