Płacisz raz, pijesz ile chcesz

Beer Geek Madness to nowe standardy dla piwnych imprez w Polsce. Browary polskie i zagraniczne, w tym kilkanaście piwnych premier. A to oznacza, że piwa jest większy wybór piwa niż jedzenia!

Najlepszym podsumowaniem czwartej edycji Beer Geek Madness wydaje się być przypomnienie, że podczas wydarzenia spróbować można było zarówno piwa, które miało 1000 IBU, jak i takiego, gdzie wartość ta wynosiła zaledwie 2. A nagroda Geek Beer Choice przyznawana przez uczestników trafiła do browaru Szałpiw za Sour Ale Tenacious Blackberry. Orzeźwiające połączenie soku jeżynowego, kwaskowatego smaku oraz aromatów produkowanych przez dzikie drożdże było po prostu idealne. Co ciekawe piwo nie miało mocnej goryczki, ani posmaków wędzonych, tak bardzo kojarzonych z polskimi piwami nowofalowymi. Czyżby nadchodziła nowa era w polskim krafcie, kiedy to eksperymenty przestaną się skupiać głównie na chmielu?

beer_geek_madness_wrocław_5.png

Najciekawszą obserwacją podczas tegorocznego finału Beer Geek Madness była ogromna różnorodność piw oferowanych przez obecne na wydarzeniu browary – jest to tym bardziej zaskakujące, że goście zobowiązani byli do zaprezentowania jednego topowego i jednego premierowego piwa warzonego specjalnie na tę okazję. W gronie ponad 50 piw, które pojawiły się na wydarzeniu nie zabrakło ulubieńców takich jak IPA, APA czy ale, jednak poza nimi też było z czego wybierać!

beer_geek_madness_wrocław_4.png

Rodzime browary zaprezentowały naprawdę szeroką i zróżnicowaną ofertę – były zarówno stare, dobre klasyki, jak i interesujące nowości. Nietypowa APA o nazwie Kociamber z browaru Szałpiw, która zaskakiwała posmakiem kiwi, Lollihop z browaru Beer Bross z dodatkiem landrynek czy śliwkowy stout od Hopkinsa. Miłośnicy bardziej tradycyjnych piw też mieli z czego wybierać. India Pale Lager Hoplaaga z browaru Pinta jest dobrym przykładem na to, że piwa dolnej fermentacji mogą zawierać wysoką goryczkę i świetny aromat. A Fresh IPA z Birbanta to przyjemny przykład tego stylu. Oprócz zwycięskiego sour’a z browaru Szałpiw, piwa fermentowane przez dzikie drożdże były reprezentowane przez Pinta Table Brett i Brettlinera z Piwojada. Zaskakująco pijalnym piwem było My name is IBU z browaru Brokreacja, co wydaje się niemożliwe przy wartości 1000 IBU.

beer_geek_madness_wrocław_3.png

Podczas Beer Geek Madness, wszyscy czekali na otwarcie kranów gości z zagranicy, a okazało się, że polskie rzemiosło piwne nie ma się czego wstydzić i moim zdaniem to ich oferta okazała się ciekawsza (i smaczniejsza)! Piwa z browaru Stone Brewing były dobrymi, wysokiej jakości piwami rzemieślniczymi, jednak były dość stonowane i zachowawcze. Miało to swoje dobre strony, jednak w porównaniu do szerokiej palety, różnego rodzaju stylów piwnych i mnóstwa interesujących dodatków zastosowanych przez rodzime browary, wypadały trochę blado. Trochę rozczarowały też piwa z Japonii – pomimo wysokiego ekstraktu wydawały mi się wodniste i brakowało im charakteru. Być może polskie piwa o intensywnym smaku i aromacie postawiły poprzeczkę trochę za wysoko…

beer_geek_madness_wrocław_1.png

Dzięki formule „płacisz raz, pijesz ile chcesz” zastosowanej przez organizatorów wydarzenia można było wypróbować mnóstwa piw – z jednej strony brak konieczności płacenia przy każdym stanowisku usprawniał obsługę, z drugiej mniejsze niż zazwyczaj próbki (150 ml dla browarów krajowych i 100 ml dla browarów zagranicznych) pozwalały na śmielsze piwne eksperymenty – nawet przy nietrafionym wyborze można było sobie poradzić z taką ilością trunku, a dodatkowo bez negatywnych konsekwencji można było spróbować kilkunastu lub nawet więcej piw. Bardzo dobrym pomysłem było zaproszenie food tracków, chociaż przy takiej ilości uczestników było ich trochę za mało i na jedzenie trzeba było długo czekać.

beer_geek_madness_wrocław_2.png

Reasumując – Beer Geek Madness 4 Milestone przeszedł do historii odciskając swoje piętno na polskiej scenie piwnej, a birofilom pozostaje czekać na kolejną edycję!

beer_geek_madness_wrocław_tek.png